Siema. Jestem Nikodem i uwielbiam pisać mojego bloga, nagrywać filmiki, udzielać się ogólnie w szeroko pojętych social mediach. Kręci mnie to ale uwaga. Nie fejm, nie lajki a to skąd bierze się moje pisanie. Czyli rozkminki życiowo parentingowe, zmiany zachodzące we mnie i w moim życiu. To jest fundamentem tego wszystkiego, czyli bycie tatą i facetem.
I tu następują tematy najważniejsze: rodzicielstwo, ojcostwo, wychowanie, radzenie sobie z samym sobą i odnajdywanie szczęścia i rozwój mojej osoby jak i moich dzieci.
Powiesz że to dyrdymały i że wychowanie dziecka to po prostu uczenie go czego wolno, czego nie, przekazywanie zbioru zasad i norm społecznych i nauka którą znamy ze szkoły. Niestety, to bardzo przedawniony i zły stereotyp. Dla mnie to wszystko zaczyna się od wyzwań. Podważania wszystkiego czego mnie uczono, oraz w jaki sposób mnie uczono. Nie chodzi mi o to by się z tym z góry nie zgadzać, ale by kwestionować i znajdować swoje odpowiedzi.
Wyzwanie pierwsze: Relacje
Z moich doświadczeń jako dziecko pamiętam wzór taki : dziecko ma słuchać rodzica, rodzic wie lepiej, jest starszy, ma więcej doświadczenia i trzeba dorosłego szanować. Relacja rodzic – dziecko, gdzie dziecko jest bardzo podległe. Nic bardziej błędnego.
Po przeczytaniu paru książek odnośnie wychowania dziecki, po latach studiowania pedagogiki i własnych doświadczeń zauważyłem że jedynym słusznym rodzajem relacji między dzieckiem, a rodzicem jest relacja równorzędna.
Jako dorośli mamy swoje zdanie na wszystkie tematy, pozwólmy dziecku na swoją perspektywę, nawet jeśli z nią osobiście się nie zgadzamy to w relacji równorzędnej naszym obowiązkiem jest szanowanie perspektywy naszego dziecka. Nadrzędną i bardzo ważną funkcją jednak jest przewodnictwo i zapewnianie bezpieczeństwa. Wydaje mi się że relacje równorzędne pokazują nam że z upływem czasu, zrozumieniem istoty tej relacji przez nas samych maleje liczba konfliktów.
Wyzwanie drugie: Samodzielność
Kolejnym tematem który był dla mnie wyzwaniem, a o którym pokrótce wspomniałem w książce Słowo na A, jest oddanie pałeczki samodzielności. W ferworze codzienności mamy tendencje, a w zasadzie odbieramy naszym dzieciom narzędzia do osiągania tejże samodzielności. Pisałem o tym jak co rano staramy się opuścić mieszkanie, wiecznie spóźnieni, zabiegani, zakładamy naszym dzieciakom ubrania w locie, zapinamy za nie zamki błyskawiczne. (choć nazwa wręcz instruuje ile czasu zajmuje zapięcie ich) Lecimy z zapakowanymi lunchami, teczkami, piórnikami, torbami na wuef.
Ostatnio z racji tego że dzieciaki mieszkają ze mną tylko pare dni w tygodniu odkryłem że danie im czasu z rana na zrobienie „swoich” tematów może i początkowo skazywało mnie na lincz i ich niezadowolenie z powodu wczesnego wstawania, ale jeśli położymy się wcześniej spać, a rano dzieci mają spokojnie czas na to by pod moim czujnym okiem zająć się same sobą, to idea samodzielności sprawia że dzieci robią wszystko coraz szybciej, efektywniej, zyskując czas dla siebie, zyskują „kudosy” w swoich oczach, a niesamowite jest to jak bardzo są gotowe na nadchodzący dzień.
Zajęło mi to miesiąc ciężkiej pracy nad sobą by oddać im pałeczkę i nie wtryniać się w ich poranny „biznes” ale udaje się. Nie wyobrażam sobie moich dzieci oraz mnie samego w tak często spotykanej roli „lotnika”
„Lotnik” to taki rodzic który leci z dziećmi przez korytarz, chwile potem do auta czy na autobus, z przerażonymi, zestresowanymi dzieciakami, torbami jak tragarz, zadyszany który w taki sposób zaczyna swój dzień, a co gorsze dzień swoich dzieci.
Raz nawet stwierdziłem że spóźnię się do pracy z premedytacją tylko by dać moim dzieciom szanse na samodzielność…,bez poganiania, stresu, jechaliśmy o poranku śpiewając Hakuna Matata. I co? Nie dość że dzieci były rezolutne i same się ogarnęły, to mieliśmy wspaniały początek dnia, a na dodatek, nie było presji. Finalnie nawet byłem w pracy przed czasem. Bez stresu i wyjścia z domu na „Lotnika”
Można? Można!
A tu nasza wersja !!!
Dokładnie tak jest 🙂 Czasem się łapie na byciu takim Lotnikiem, jednak młody dobrze wie, że spodnie musi wciągnąć sam tyłek, ubrać się i wyszorować zęby. Czasem się buntuje, bo tata zrobi to szybciej, jednak satysfakcja gdy ogarnie się sam – bezcenna 👍🏻
Podziwiam Twoje podejście i zaangażowanie w opieke nad synem. Autyzm dotyka wielu dzieci i w konsekwencji także ich rodziców, którzy muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością i nauczyć na nowo jak być rodzicem.
sytuacja „na lotnika”. Nie słyszałem przedtem tego określenia:) Od dzisiaj zostaję lotnikiem, Ha!:)
W moim domu było podobnie: zakazy i nakazy. Podoba mi się Twoje podejście do rodzicielstwa, ojcostwa. Widać, jak dobre macie relacje. Filmik wymiata 🙂 Pozdrawiam :)Jeśli chodzi o samodzielność, nie chcę wyręczać mojego dziecka i uczyć go od małego takich samodzielnych zadań (młody ma skończone 2 lata i wiele rzeczy potrafi zrobić sam). Jednak gdy jest presja czasowa zdarza mi się popełnić ten błąd i robić coś za dziecko. Tłumaczę się jednak tym, że jest jeszcze mały i wiele może nie umieć.
Pięknie piszesz o tych wyzwaniach.z samodzielnych, empatycznych otwartych na innych dzieci, wyrastają później tacy dorośli
Jestem pewna, że jesteś wspaniałym ojcem i Twoje dzieci są z Ciebie dumne! Pozdrawiam Was!
Właśnie walczymy z tą samodzielnośćią 🙂 Niby uczyliśmy córkę od początku, ale teraz widać, że to było za mało! Trzeba nadrobić, póki nie jest a późno 🙂
Super jest to, że ojcowie coraz bardziej angażują się w wychowywanie dzieci 😉
Tylko pogratulować spokoju ducha. Ja często jak ten lotnik pędzę do auta, a potem sobie myślę, że jutro wstanę jeszcze wcześniej, żeby wszystko ogarnąć…
Najważniejsze to się nie stresowaćm a wszystko jakoś wyjdzie. Fajnie,, że dajesz dziecom czas, aby nauczyły się czegoś samodzielnie. Znam osoby, które pospieszają swoje dzieci, a potem wielkie pretensje, że nie potrafią dobrze zawiązać butów.